Zwyczaj mówienia na zdrowie,
gdy ktoś kicha, ma wieloletnią tradycję. Zapoczątkowano ją bowiem w
średniowieczu przez papieża Grzegorza Wielkiego. Myślano wtenczas, że przy
kichaniu pozbywamy się przyczyn choroby (jak wiemy, nie jest to takie proste).
Stąd mówiono właśnie na zdrowie, bo przecież kichanie miało na
zdrowie wychodzić.
Nie
jest jednak prawdą, że należy niezwłocznie mówić osobie kichającej to właśnie
wyrażenie. Współczesne poradniki savoir-vivre’u nakazują wręcz przemilczenie
tego typu zachowań. Wynika to bowiem z faktu, że nie należy zwracać uwagi na
sam fakt kichania. Osoba, która kicha, nie mówi zatem nawet przepraszam
(chyba, że była w trakcie mówienia; wskazane jest, by na czas kichnięcia oddaliła się możliwie jak najdalej od
osób, z którymi przebywa, ale wiemy, że nie zawsze jest to możliwe), natomiast osoby
przebywające koło niej, nic wtedy nie mówią. Na zdrowie bowiem w tym
wypadku to nie tyle uprzejmość (mimo – rzecz jasna – jak najserdeczniejszych intencji),
ile naduprzejmość, która wynika z nieznajomości zasad savoir-vivre’u.